Przejdź do treści

Jak to się wszystko zaczęło?

Zamiłowanie do HRów i wszystkiego co z nimi związane. Wszystko czyli co? Rekrutacja, zatrudnienia nowych osób, teczki pracownicze, on boarding, mentoring, AC i DC, zarządzanie talentami to elementy, które pochłaniały mnie całkowicie, a nawet exit interview był dla mnie super przeżyciem mimo nie zawsze przyjemnych okoliczności. Powoli nakładałam łyżką, a właściwie dokładano mi kolejne cegiełki z HRowego świata, aż po ukończeniu studiów trenerskich poczułam jeszcze większą frajdę spędzając więcej czasu na sali szkoleniowej. Przez kilka lat pracowałam w firmach jako wewnętrzny trener i poszerzałam z roku na rok zakres swoich szkoleń, cieszyłam się ucząc nowych rzeczy, a następnie a jeszcze bardziej przekazując zdobytą wiedzę i umiejętności kolejnym osobom i kolejnym, ale nie ukrywam, że mimo zapewnień, deklaracji, wypełnionych kart celów, smartów, późniejszych spotkań, ewaluacji, kontynuacji itd., na zmianę nawyków trzeba było czekać długo, czasami bardzo długo.. na niektóre czekam nadal 😉 I zaczęło mi brakować gotowych rozwiązań na „tu i teraz”, deklaracji wdrażanych od razu po wyjściu z sali, rezultatów bardziej namacalnych i widocznych szybciej.

I tak trafiłam na szkołę facylitacji, a że w talentach Gallupa Learner plasuje się u mnie bardzo wysoko, to mimo, że nie do końca czułam jeszcze o co w tej szkole na F chodzi, ochoczo poszłam zdobywać nowe kompetencje. I z dnia na dzień zaczęłam zastanawiać się, jak mogłam funkcjonować bez tego zbioru dziesiątek lub nawet setek technik pracy z zespołem doprowadzających go do rezultatu!?! I od razu zaczęłam wcielać w życie nowe nauki. Nie zawsze było tak kolorowo jak w podręcznikach, ale efekty spotkań i prac z różnymi grupami były często naprawdę niezwykłe. Niektóre metody sprawdzały się w 200%, niektóre musiałam modyfikować lub całkowicie zmieniać w trakcie, czasem improwizować a czasem walczyć ze sobą, żeby nie uciec z sali 😉 ale facylitacja daje tak dużo możliwości, nawet w dużych grupach liczących kilkadziesiąt albo kilkaset (!) osób.  Jestem lekko oszołomiona ilością możliwych wariantów pracy z grupą, które daje facylitacja, ale to nie koniec historii mojego zachłystywania się facylitacją, ponieważ dzięki niej poznałam także czym jest facylitacja graficzna. I tu także otworzył się ocean kolejnych możliwości – myślenia wizualnego, sketchnoting’u i graphic recording’u.

Wdrażam w życie kolejne lekcje, których uczę się praktycznie każdego dnia, przekazuję je dalej, uczę innych, dzielę się wiedzą i entuzjazmem, poszerzam krąg miłośników zarówno facylitacji, która ułatwia pracę z grupą w konkretnym celu, jak i myślenia wizualnego w biznesie.

Chcesz skorzystać? Zapraszam do kontaktu i śledzenia mojej strony, bloga, moich kont w różnych mediach społecznościowych.

2 komentarze do “Jak to się wszystko zaczęło?”

  1. Gdzie nauczylas się facylitacji? Co mozesz polecic dla osób indywidualnych? Dziekuje serdecznie ten temat rowniez mnie interesuje 🙂

    1. Ula, facylitacji uczyłam się w Szkole Facylitatorów w Krakowie wdrażając i testując wszystko co możliwe w swojej pracy (stosowałam różne techniki w zależności od celu spotkań, porównywałam co się sprawdza, co nie i wyciągałam wnioski z praktyki). Dla osób zainteresowanych facylitacją polecam książkę „Facylitacja – wiedza, umiejętności, sztuka czy magia” (Tony Mann).

Skomentuj Anna Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *